sobota, 16 listopada 2013

Epilog

Epilog

 Od mojej przeprowadzki do NY minęło pół roku, od tamtego czasu pracuję jako barmanka w K26 w weekendy, a od poniedziałku do piątku chodzę normalnie do szkoły, dokładnie to do 3 klasy liceum. Od zapoznania się z Mike'm, aż do teraz staliśmy się bliskimi przyjaciółmi, nawet mieszkamy razem! Cieszę się, że jesteśmy przyjaciółmi, ale wolałabym abyśmy stali się kimś więcej. Kocham Go, ale on niestety uważa mnie za swoją tylko i wyłącznie przyjaciółkę.
 Od mojego wyjazdu nikt z Londynu się do mnie nie odezwał nawet moje rodzeństwo. Chodź mam nadal stary numer telefonu oraz wszystkie konta społecznościowe, na które wchodzę codziennie, to i tak nikt nie pisze. Czasem chciałabym sama zrobić pierwszy krok, ale boję się, że mnie oleją, chociaż już to zrobili. Chyba muszę przestać się tym zamartwiać, w końcu przerwa zaraz mi się skończy w pracy.
 Właśnie, a pro po pracy, to znalazłam jeszcze jedną, mianowicie po szkole do wieczora pracuję jako kelnerka w nie za dużej restauracji w centrum, do którego mam bardzo blisko. Mike również znalazł sobie dodatkową robotę w sklepie muzycznym, w końcu on już skończył szkołę. Właśnie, wy nie znacie Mike'a, co za gapa ze mnie. Chłopak ten ma dwadzieścia lat i jest starszy ode mnie tylko o dwa lata! Jego kasztanowe włosy obcięte na jeża oraz brązowe oczy dodają mu uroku, a kiedy się uśmiechnie w jego policzkach ukazują się nie za duże dołeczki.


 Co powiesz na małą kawę dzisiaj po pracy? - Mike :*

Chętnie, przyjdziesz po mnie? - Vera :*

Pewnie, za godzinkę będę - Mike :*

15.12.13 Wieczór


  Jestem taka szczęśliwa! Jones zapytał mi się czy zostanę jego dziewczyną! Oczywiście się zgodziłam. Właśnie spacerujemy trzymając się za rękę po central parku, a śnieg zaczyna prużyć. Nasze policzki są całe czerwone od zimna, ale my nic sobie z tym nie robimy, dla nas liczy się tylko ta chwila. Nigdy nawet nie pomyślałabym sobie, że on poprosi mnie o chodzenie, przecież zna moją całą przeszłość, wie że byłam w gangu. Mike'a to jednak nie obchodzi ponieważ to są według niego stare dzieje.

 Pół roku później

 Dzisiaj zakończenie roku szkolnego! W końcu odpocznę od nauczycieli, których już nigdy więcej nie zobaczę! Razem z moją klasą siedzimy w Starbucksie i pijemy różnego rodzaju kawy. Razem z dziewczynami rozmawiamy o mnie i moim chłopaku. Niestety naszą rozmowę przerywa moje wybiegnięcie do toalety w celu zwrócenia jedzenia i nie tylko. Kiedy kończę opróżniać żołądek Lucy podaje mi szklankę wody, abym mogła przepłukać jamę ustną.
 - Veronica wszystko w porządku? - pyta zmartwiona Darcy.
- Nie - odpowiadam siadając na ziemi.
- Ronnie, a czy zdarzały Ci się wcześniej wymioty? - pytanie Meggie przerwało chwilową ciszę.
- Tak - mruknęłam zestresowana.
- Spóźnia Ci się okres? - wypytywała Lucy.
- Tak - potwierdziłam.
- Sophie leć szybko do apteki po testy - rzuciła Darcy do blondynki.
- Dobra, czekajcie tutaj - Sophie podniosła się i razem z Meg wyszły z łazienki.

 Kilka dni minęło od zrobienia testu, z którego okazało się, że jestem w ciąży. Tego samego dnia powiedziałam o tym Mik'owi, który ku mojemu zdziwieniu był szczęśliwy. Wczoraj poszłam na umówioną wizytę do ginekologa, który tylko potwierdził test oraz oznajmił nam, że jestem w drugim miesiącu ciąży. Nie powiem byliśmy bardzo zdziwieni. Nie chcąc narażać dziecka zwolniłam się z pracy jako barmanka i teraz jestem zatrudniona tylko jako kelnerka. Mój szef wie o wszystkim, sam zaproponował mi abym pracowała do kiedy tylko będę mogła. Nie powiem ucieszyłam się i to bardzo.

 3 miesiące później

 Będziemy mieli chłopca! Tak się cieszymy, właśnie oznajmiliśmy to rodzicom mojego chłopaka, którzy ucieszyli się na tą wiadomość. Ogólnie państwo Jones znam już od roku, poznałam ich w sumie to przez przypadek. Po prostu raz wróciłam wcześniej do domu ze szkoły i się poznaliśmy. Rodzice Mike'a są bardzo mili, wiedzą o mnie dość dużo, nie potępiają mnie i troszczą się o mnie jak o własną córkę. Naprawdę cieszę się, że poznałam ich, ponieważ mogę poczuć chociaż trochę miłości rodzicielskiej. Nasi znajomi również wiedzą, że spodziewamy się chłopczyka i postanowili wpaść dzisiaj do Nas. Razem z moim chłopakiem przyszykujemy przekąski na ich przyjście!

 Minął rok, od poznania płci, a osiem równych miesięcy od narodzin Tomas'a, którego przezywamy Tommo. Nasz synek jest bardzo rozpieszczany przez multum cioć i wujków oraz przez jedynych dziadków. Rodzicami chrzestnymi zostali Lucy z mojej byłej klasy oraz Sam ze sklepu muzycznego, do którego kieruję się z moim synkiem. Mój maluszek przez całą drogę śpi w wózku co jest codziennością.
 Wrześniowy wiaterek leciutko powiewa, a ciepłe powietrze zaskakuje Nas gdy tylko wchodzę pchając wózek do tak dobrze znanego mi sklepu. Wzrokiem odszukuję Mike'a, który stoi razem z Black'iem przy instrumentach strunowych. Wózek zostawiam na przodzie sklepu, a Tomas'a wyciągam i biorę go w ramiona. Podchodzę do chłopaków, witam się z Sam'em, który cieszy się na nas widok i porywa w swoje ramiona mojego synka.
 - Cześć skarbie - wita mnie mój chłopak muskając swoimi ustami moje wargi.
- Cześć kochanie - odpowiadam z uśmiechem na ustach.
- Veronica, wiesz, że znamy się od przeszło dwóch lat, wiesz również o tym, że kocham Cię najmocniej na świecie i zrobiłbym dla Ciebie wszystko. Nasz synek jest owocem naszej miłości i pytam się Ciebie. Wyjdziesz za mnie? - wypowiedź Mike'a, który klęczy szokuje mnie, jego wyraz twarzy oczekuje mojej odpowiedzi, ale ja nie wiem co powiedzieć.
 - Tak - szepczę w końcu, a chłopak zakłada mi na palec pierścionek zaręczynowy, a następnie podnosi się i całuje mnie w usta.
 W tym samym momencie słychać brawa i wiwaty ze strony personelu oraz wejście kilku osób do środka pomieszczenia.
 - Niall powiedz Nam po co ci kolejna gitara? - znajomy głos wydobywa się ze strony wejścia.
 Delikatnie odwracam głowę, a moim oczom ukazuje się zespół 1D, Sam podaje mi mojego syna, a sam kieruje się do nich z pytaniem czy może w czymś pomóc.
 - Chciałbym kupić nową gitarę akustyczną - odzywa się blondynek, na co mój przyjaciel kiwa głową i mówi, aby poszli za nim.
 Kilka sekund później chłopacy stoją przy Nas, a ich oczy wyrażają zszokowanie oraz szczęście.
 - Ronnie! - krzyczą wszyscy na raz, a mój narzeczony oplata swoimi dłońmi mój brzuch.

 Ten dzień był bardzo dziwny, zespół dowiedział się czemu wyjechałam, co tam u mnie oraz poznali mojego narzeczonego, awww jak to cudownie brzmi oraz naszego synka Tomas'a. Natomiast ja dowiedziałam się, że chłopacy kiedy wrócili przyjechali do mojego byłego domu, a tam okazało się, że zamieszkują ten dom od połowy lipca jakieś starsze małżeństwo z psem. Nie powiem zdziwiło mnie to, ale to teraz nie jest ważne, liczy się tylko ta chwila. Ja, Mike i Tomas.


-*-
Hejjj! Wiem, że pisałam, że prawdopodobnie będzie 30 rozdziałów, ale postanowiłam to zakończyć już teraz. 
Dziękuję Kamie, która cały czas była ze mną. Asiulkowi, Anicie, Marry Rubens, Adriannie Payne'owej oraz innym za czytanie moich bzdur. W tym momencie żegnam Was epilogiem, ale wiedźcie, że mam jeszcze 3 inne opowiadania do skończenia! Wczoraj udało mi się dodać rozdział na Life is brutal :/  oraz na Kłamstwa z 1d . Zapraszam jeszcze na Nigdy nie mów nigdy, ale... .
A teraz do zobaczenia!
Paaa! 
Kocham Was!
<3
Werka

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 26

Rozdział 26

 Wrzucając wszystkie swoje rzeczy do walizek, nawet nie zauważyłam łez, które spływają po moich policzkach. Nie wierząc, że to wszystko tak się potoczyło, postanowiłam stąd zniknąć, przecież nic mnie tu już nie trzyma. Rose z zespołem pojechali w trasę koncertową po Europie i Australii. Moje rodzeństwo pogodziło się już, że wyprowadzam się do Bidga, tylko nie wiedzą, że moje plany się zmieniły i ich nie ma w domu. Lukas i Victoria obecnie razem ze znajomymi udali się nad ocean i wypoczywają, a ja właśnie dzwonię po taksówkę, która zawiezie mnie na lotnisko. Zapinając walizkę rozejrzałam się po całym pokoju. Kilka minut później przyjechała moja taksówka, więc postanowiłam znieść moje bagaże na dół. Nie rozglądając się po mieszkaniu, wyniosłam bagaże przed dom, zakluczyłam go, a następnie udałam do samochodu, gdzie przy pomocy starszego pana włożyłam swoje rzeczy do bagażnika.
 - Na lotnisko poproszę - powiedziałam wsiadając do samochodu na co mężczyzna skinął lekko głową.
Ostatni raz rozejrzałam się po mojej okolicy po czym ruszyliśmy, po drodze oglądałam widoki zza okna jakie ukazuje przepiękny Londyn. Miasto, które przez ostatni czas był moim domem, a teraz pozostanie tylko w pamięci i wspomnieniach tak jak Sheffield. Oba miasta mają dla mnie jakieś znaczenie, może Londyn nie tak jak Sheffield miejsce moich narodzin, dzieciństwa, życia nastolatki oraz śmierci rodziców, ale to w tym mieście poznałam dużą liczbę ludzi.
 - Już jesteśmy - głos taksówkarza wybudził mnie z rozmyślań.
- Dziękuję ile płacę? - pytam wyciągając portfel z torebki.
- 15 funtów - odzywa się, a ja daję mu wyznaczoną kwotę.
 Wysiadamy z auta, a następnie mężczyzna podaje mi moje bagaże, dziękuję mu jeszcze raz i ruszam do środka. Wchodząc na lotnisko można zauważyć mnóstwo ludzi pędzących do wyjścia oraz wejścia na odprawę. Idąc do kasy nawet nie wiedziałam gdzie chcę wylecieć. Stojąc w kolejce zauważyłam, że najwcześniej wylatuje samolot do NY oraz do Hiszpanii.
 - Dzień dobry w czym mogę pomóc - pyta mnie się kobieta stojąca za ladą.
- Dzień dobry poproszę bilet do Nowego Yorku - mówię po raz kolejny szukając w torebce portfela.
- W jakiej chciałaby pani siedzieć klasie? - kolejne pytanie, a w moje ręce trafia portfel.
- Może być w ekonomicznej - odpowiadam.
- Dobrze rozumiem, że bagaż również mam wliczyć? - pyta na co kiwam głową. - Ile ma pani walizek?
- Dwie główne oraz jedna podręczna torba - odpowiadam.
- Dobrze to będzie 178 funtów - mówi na co ja od razu daję jej pieniądze.
 Chwilę później oddaję główne bagaże i idę z torbą podręczną do kantora, aby wymienić kasę. Po kilku minutach w moim portfelu znajdują się dolary, a ja udaję się na odprawę. Przed wejściem do samolotu udaję się jeszcze do toalety, gdzie przeglądam się w lustrze, a następnie wsiadam do maszyny.

 *9 godzin później*

 Zaspana wysiadam z maszyny i razem z pasażerami lotu idę po bagaże, które bardzo szybko lądują na taśmie, chwilę czekam, aż moje walizki ukazują się. Kiedy w moje ręce trafiają moje bagaże czuję się jakbym rozpoczęła nowe życie, chociaż wiem, że tak na prawdę uciekłam. Wsiadając do nowojorskiej taksówki, proszę o zawiezienie mnie do nie za drogiego hotelu, gdzie mogłabym się zatrzymać.

 *Kilka dni później*

 Mój telefon milczy z czego jestem po części szczęśliwa, a z drugiej zasmucona. Chcąc się jakoś rozerwać udaję się do jednego z tutejszych klubów. Wchodząc do K26 zauważam na drzwiach, że poszukują kelnerki/barmanki. Z szansą na zatrudnienie wchodzę do środka, a następnie udaję się do baru, gdzie zauważam dużą grupkę ludzi. Przeciskając się przez klubowiczów w końcu opieram się o blat, kilka sekund później przede mną staje kelner.
 - Co podać? - pyta patrząc na mnie.
- Hej, mam pytanie z waszą ofertą pracy jako kelnerka/barmanka - oznajmiam mu siadając na jednym z kilku stołków barowych.
- Tak? Jesteś zainteresowana? - kolejne pytanie wychodzi z jego ust.
- Tak, chciałabym się zgłosić, bo w sumie to potrzebuję teraz pracy - mówię mu, na co ten pokazuje aby stanęła obok niego oczywiście po drugiej stronie baru.
- Dobra więc teraz zrobię Ci szybki kurs jako barmanka okey?
- Ok
- Chodź ze mną - mówi, a następnie idziemy do jednego z klientów. - Co podać?
- Cuba Libre oraz Margaritę - odpowiada mu mężczyzna.
- Dobra ... e jak masz na imię? - pyta tym razem mnie.
- Veronica, ale mówią mi Ronnie - mówię patrząc na niego.
- Ok, ja jestem Mike, a więc tutaj są wszystkie przepisy na drinki, jak się je robi i ogólnie reszta. Pokażę Ci kilka jak je przygotować, a następnie ty zajmiesz się swoimi ok?
- Ok.
 Po kilku pozach wiem co i jak, sama właśnie robiłam krwawą Mary, za którą zostałam pochwalona. Właśnie rozmawiałam z moim nowym szefem, który poinformował mnie o moich godzinach pracy oraz o zarobkach, nie powiem, 7, a nieraz 11 $ na godzinę nie jest tak źle jak na pracę barmanki. Przy okazji powiedziałam Mikowi, że poszukuję mieszkania, a chłopak od razu oznajmił mi, że jego znajomy chce się wyprowadzić i jakby co to może z nim porozmawiać jeśli chciałabym się wprowadzić.

 -*-
 Tak się właśnie zastanawiam ile jeszcze będę pisać tego bloga i dochodzę do wniosku, że chyba skończę na 30, ale to jeszcze nic nie wiadomego!
Komentujcie!
Werka <3

wtorek, 12 listopada 2013

Rozdział 25

Rozdział 25

*Dwa tygodnie później*

 15.06.2013

 - Pamiętaj jakby coś się działo to od razu przyjeżdżaj do szpitala i to bez gadania zrozumiano? - od ponad 30 minut wysłuchuję co powinnam, a co nie powinnam robić, jak o siebie dbać i tym podobne rzeczy od doktora Greyser'a.
 Niepewnie przystawałam z jednej nogi na drugą, cały czas patrząc w jego oczy. Nie powiem przystojny on jest, jego uroda mnie onieśmiela przez co czuję się nie pewnie. Jego brązowe oczu, wpatrywały się w moje niebieskie.
 - Nie słuchasz mnie, prawda? - zapytał zakładając ręce na klatce piersiowej po krótkiej chwili ciszy.
- Yyy wybacz, ale prawdę mówiąc nie słuchałam Cię po pierwszych 5 minutach - przyznałam się nadal patrząc wprost na niego.
- I co ja mam z tobą zrobić? - zapytał sam siebie udając pogniewanego, ale jego oczy go zdradziły.
- Dać wypis i powiedzieć, że nie masz zamiaru widywać mnie tylko w szpitalu - podpowiedziałam uśmiechając się szeroko na co doktor pokręcił głową z rozbawieniem.
- Och Veronica, oszczędzaj jeszcze siły, a jakby coś się działo od razu dzwoń lub przyjeżdżaj do szpitala - powiedział podając mi swoją wizytówkę oraz mój wypis, na co uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Do widzenia doktorku - pożegnałam się zbierając torbę z moimi rzeczami oraz kurtkę jesienną.
- Do widzenia Ronnie - pożegnał się otwierając drzwi i przepuścił mnie w nich.
 Skinęłam mu w podzięce głową, a następnie ruszyłam do wyjścia. Po drodze spotkałam mojego brata, który zabrał mi moją torbę, chociaż ja nie chciałam mu jej dać. Przecież wiadome to było, że Lukas będzie zgrywać rolę starszego i troszczącego się o młodszą siostrę, braciszka. Szkoda tylko, że ja wiem jaki on jest, nie mam jeszcze z głową abym mu zaufała w pełni, przecież na takie zaufanie trzeba trochę popracować.
 - Zawieś mnie do moich przyjaciół, do mojego domu - powiedziałam kiedy wsiedliśmy do samochodu.
- Przecież jedziemy do domu - odpowiedział zbity z tropu.
- Nie, to jest Twój i Victorii dom, a nie mój - rzuciłam zdenerwowana wpatrując się w niego na co on popatrzył na mnie groźnie i odpalił auto, wrzucając po chwili drugi bieg.
- Jedziemy do Naszego domu, a i masz zakaz spotykania się z nimi wszystkimi - powiedział uśmiechają się do mnie chamsko.
- Nie masz prawa! - krzyknęłam.
- Otóż mam, jesteś pod moją opieką, dopóki nie skończysz 18 lat - słowa, które wypowiedział już nie zrobiły na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia.
- Dla twojej wiadomość za kilka dni będę pełnoletnia więc nic mi już nie będziesz mógł zrobić - odpowiedziałam uśmiechając się do niego chamsko.
 Dwadzieścia minut siedzenia w ciszy był dla moich uszu lekiem. Wysiadając z auta, usłyszałam jak zdenerwowany Lukas trzaska drzwiami. Nie przejmując się tym, udałam się do wejścia, a następnie weszłam do środka domu i pobiegłam schodami do mojego pokoju.


  *Dwa tygodnie później*

 Impreza urodzinowa wyszła świetnie, razem z moimi znajomymi poszliśmy do klubu, w którym poznałam się z Rose. Teraz właśnie pakuję się, ponieważ tak jak mówiłam mam zamiar spędzać czas z gangiem. Nagle rozdzwonił się telefon przez co musiałam odłożyć moją koszulkę na bok.
 - Tak? - zapytałam zaraz po odebraniu.
- Musimy się spotkać, przyjdź do Nas jak najprędzej - głos Josh'a wydobył się z słuchawki.
- Dobrze - odpowiedziałam szybko, a następnie rozłączyłam się mówiąc, że wychodzę.
 Zbierając małą torebkę do której włożyłam telefon oraz klucze, które już niedługo nie będą mi potrzebne, udałam się na dół gdzie założyłam buty i ruszyłam szybkim krokiem do domu Bidga. Po dwudziestu minutach nawet nie pukając weszłam do środka, a tam zauważyłam jak wszyscy siedzą w ciszy w salonie.
 - Co jest? - zapytałam zdziwiona ciszą panującą w pomieszczeniu.
- Veronica tylko spokojnie - ciszę przerwała Melanii spoglądając niepewnie na mnie.
- Jak na razie jestem spokojna - powiedziałam świdrując ją wzrokiem.
- Chodzi o to, że nie możesz być z nami w gangu - słowa Josha wydobyły się tak nagle.
- Co?! - krzyknęłam zszokowana oraz wściekła.
- Masz rodzinę, przyjaciół, nie trać tego kim jesteś na jakiś głupi gang! - tym razem krzyknął Kevin, który nie powiem, ale był smutny.
- Nie chcecie mnie tylko i wyłącznie dla tego, że niby mogę mieć jakąś przyszłość? - pytam, na co wszyscy kiwają mi potakująco głową.
- Nie wiedziałam, że możecie zrobić mi coś takiego. Wiecie co? Nienawidzę Was, myślałam, że jestem jedną z Was, że jednak ktoś chce być ze mną, ale jak zwykle się pomyliłam. Spadam stąd nic tu po mnie - nie wierząc, że to wszystko jest prawdą powoli wycofywałam się.
- My to robimy dla twojego dobra! - krzyknął Alex, kiedy zniknęłam za drzwiami salonu.
- Dla mojego dobra! Gdybyście robili to dla mojego dobra, to nigdy, ale to nigdy nie pozwolilibyście mi odejść! - krzyczę, a następnie wybiegam.

-*-
 W końcu już myślałam, że nigdy tego nie skończę.
Już pomału zbliża się koniec. Koniec wymyśliłam dzisiaj, tak nagle pomysł wpadł mi do głowy.
Werka <3