wtorek, 12 listopada 2013

Rozdział 25

Rozdział 25

*Dwa tygodnie później*

 15.06.2013

 - Pamiętaj jakby coś się działo to od razu przyjeżdżaj do szpitala i to bez gadania zrozumiano? - od ponad 30 minut wysłuchuję co powinnam, a co nie powinnam robić, jak o siebie dbać i tym podobne rzeczy od doktora Greyser'a.
 Niepewnie przystawałam z jednej nogi na drugą, cały czas patrząc w jego oczy. Nie powiem przystojny on jest, jego uroda mnie onieśmiela przez co czuję się nie pewnie. Jego brązowe oczu, wpatrywały się w moje niebieskie.
 - Nie słuchasz mnie, prawda? - zapytał zakładając ręce na klatce piersiowej po krótkiej chwili ciszy.
- Yyy wybacz, ale prawdę mówiąc nie słuchałam Cię po pierwszych 5 minutach - przyznałam się nadal patrząc wprost na niego.
- I co ja mam z tobą zrobić? - zapytał sam siebie udając pogniewanego, ale jego oczy go zdradziły.
- Dać wypis i powiedzieć, że nie masz zamiaru widywać mnie tylko w szpitalu - podpowiedziałam uśmiechając się szeroko na co doktor pokręcił głową z rozbawieniem.
- Och Veronica, oszczędzaj jeszcze siły, a jakby coś się działo od razu dzwoń lub przyjeżdżaj do szpitala - powiedział podając mi swoją wizytówkę oraz mój wypis, na co uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Do widzenia doktorku - pożegnałam się zbierając torbę z moimi rzeczami oraz kurtkę jesienną.
- Do widzenia Ronnie - pożegnał się otwierając drzwi i przepuścił mnie w nich.
 Skinęłam mu w podzięce głową, a następnie ruszyłam do wyjścia. Po drodze spotkałam mojego brata, który zabrał mi moją torbę, chociaż ja nie chciałam mu jej dać. Przecież wiadome to było, że Lukas będzie zgrywać rolę starszego i troszczącego się o młodszą siostrę, braciszka. Szkoda tylko, że ja wiem jaki on jest, nie mam jeszcze z głową abym mu zaufała w pełni, przecież na takie zaufanie trzeba trochę popracować.
 - Zawieś mnie do moich przyjaciół, do mojego domu - powiedziałam kiedy wsiedliśmy do samochodu.
- Przecież jedziemy do domu - odpowiedział zbity z tropu.
- Nie, to jest Twój i Victorii dom, a nie mój - rzuciłam zdenerwowana wpatrując się w niego na co on popatrzył na mnie groźnie i odpalił auto, wrzucając po chwili drugi bieg.
- Jedziemy do Naszego domu, a i masz zakaz spotykania się z nimi wszystkimi - powiedział uśmiechają się do mnie chamsko.
- Nie masz prawa! - krzyknęłam.
- Otóż mam, jesteś pod moją opieką, dopóki nie skończysz 18 lat - słowa, które wypowiedział już nie zrobiły na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia.
- Dla twojej wiadomość za kilka dni będę pełnoletnia więc nic mi już nie będziesz mógł zrobić - odpowiedziałam uśmiechając się do niego chamsko.
 Dwadzieścia minut siedzenia w ciszy był dla moich uszu lekiem. Wysiadając z auta, usłyszałam jak zdenerwowany Lukas trzaska drzwiami. Nie przejmując się tym, udałam się do wejścia, a następnie weszłam do środka domu i pobiegłam schodami do mojego pokoju.


  *Dwa tygodnie później*

 Impreza urodzinowa wyszła świetnie, razem z moimi znajomymi poszliśmy do klubu, w którym poznałam się z Rose. Teraz właśnie pakuję się, ponieważ tak jak mówiłam mam zamiar spędzać czas z gangiem. Nagle rozdzwonił się telefon przez co musiałam odłożyć moją koszulkę na bok.
 - Tak? - zapytałam zaraz po odebraniu.
- Musimy się spotkać, przyjdź do Nas jak najprędzej - głos Josh'a wydobył się z słuchawki.
- Dobrze - odpowiedziałam szybko, a następnie rozłączyłam się mówiąc, że wychodzę.
 Zbierając małą torebkę do której włożyłam telefon oraz klucze, które już niedługo nie będą mi potrzebne, udałam się na dół gdzie założyłam buty i ruszyłam szybkim krokiem do domu Bidga. Po dwudziestu minutach nawet nie pukając weszłam do środka, a tam zauważyłam jak wszyscy siedzą w ciszy w salonie.
 - Co jest? - zapytałam zdziwiona ciszą panującą w pomieszczeniu.
- Veronica tylko spokojnie - ciszę przerwała Melanii spoglądając niepewnie na mnie.
- Jak na razie jestem spokojna - powiedziałam świdrując ją wzrokiem.
- Chodzi o to, że nie możesz być z nami w gangu - słowa Josha wydobyły się tak nagle.
- Co?! - krzyknęłam zszokowana oraz wściekła.
- Masz rodzinę, przyjaciół, nie trać tego kim jesteś na jakiś głupi gang! - tym razem krzyknął Kevin, który nie powiem, ale był smutny.
- Nie chcecie mnie tylko i wyłącznie dla tego, że niby mogę mieć jakąś przyszłość? - pytam, na co wszyscy kiwają mi potakująco głową.
- Nie wiedziałam, że możecie zrobić mi coś takiego. Wiecie co? Nienawidzę Was, myślałam, że jestem jedną z Was, że jednak ktoś chce być ze mną, ale jak zwykle się pomyliłam. Spadam stąd nic tu po mnie - nie wierząc, że to wszystko jest prawdą powoli wycofywałam się.
- My to robimy dla twojego dobra! - krzyknął Alex, kiedy zniknęłam za drzwiami salonu.
- Dla mojego dobra! Gdybyście robili to dla mojego dobra, to nigdy, ale to nigdy nie pozwolilibyście mi odejść! - krzyczę, a następnie wybiegam.

-*-
 W końcu już myślałam, że nigdy tego nie skończę.
Już pomału zbliża się koniec. Koniec wymyśliłam dzisiaj, tak nagle pomysł wpadł mi do głowy.
Werka <3

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział! No co za chamy, jak oni mogą ją wyrzucać?! A ten doktorek, to... Mry mry^^ mam nadzieję, że następny rozdział dodasz ciut szybciej, bo piszesz tak per-fect, że długie nie dodawanie rozdziału to powinna być zbrodnia! I to się tyczy wszystkich twoich blogów kochana ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. ZAJEBISTE!!! <33 Kicia piszesz bosko <3 Cieszę się na każdy nowy rozdzialik xD Pozdrawiam
    M xx

    Ps. Masz zamiar tak dla mnie coś wstawić na ZAGUBIONA??? :)

    OdpowiedzUsuń